top of page

Twoje szczęście jest w Tobie


Jako ludzie przez całe nasze życie szukamy szczęścia, dążymy do szczęścia, szukamy czegoś albo kogoś aby być szczęśliwym, ale czy ktoś się zastanawiał dlaczego, mimo osiągnięcia zamierzonego celu, spełnienia marzenia, odnalezienia czegoś bądź kogoś, choć na początku daje miraż osiągnięcia szczęścia, po jakimś czasie to szczęście znika? Ponieważ nigdy nikt z nas nie skupił się na sobie, na odnalezieniu wewnętrznego spełnienia, na pokochaniu każdego skrawka swojego ciała i osobowości, szczególnie tych popapranych części. Bo nikt nie chciał siebie tak prawdziwie poznać, tylko sprzedaje cały czas całemu światu wersję eksportową, która za zamkniętymi drzwiami patrząc w lustro widzi obcego człowieka, kogoś znienawidzonego wewnętrznie. Dlaczego nie próbujemy skupić się najpierw na sobie. Czemu nie chcemy pokochać siebie i poczuć się dobrze w swoim towarzystwie, kiedy nikogo nie będzie przy nas, u naszego boku. Czemu na siłę szukamy drugiego człowieka, który często tak jak i my ma ten sam problem. Z początku pięknieje świat, wszystko wydaje się, że nabrało barw, ale przy pierwszych większych problemach wydaje nam się, że znowu trafiliśmy na złego partnera, że wystarczy go wymienić i będzie pięknie. Oczywiście, te początki są zawsze przepiękne, ale i ta nasza nowa relacja w końcu się zacznie psuć.

Być może zabrzmię bardzo niemodnie patrząc na obecne czasy, ale prawdziwym szczęściem jest odnalezienie miłości Boga, która nigdy się nie kończy, wręcz daje możliwość rozwoju, poznania siebie, przepracowania wszystkich wewnętrznych problemów, pokochania siebie i stanięcia w prawdzie z sobą samym. To daje taką niesamowitą wolność. Daje uczucie nie do opisania. Kiedy twoje serce i dusza wypełnią się piękną, prawdziwą miłością Boga, kiedy sam siebie pokochasz, wtedy nic więcej do szczęścia ci nie jest potrzebne. Jesteś prawdziwy zarówno przed światem, jak i przed sobą samym, kiedy zamkniesz drzwi swojego mieszkania, pokoju i będziesz tam tylko ty, jedynie ty. Kiedy nic nie będzie zagłuszało twojego wewnętrznego głosu. Ale nie możemy wymagać od Boga, że ten stan osiągnie się od razu, gdy tylko powiemy Jemu "tak". Taka wewnętrzna regeneracja może trwać lata. Dla przykładu, jeżeli byliśmy osobami palącymi, ale postanowiliśmy rzucić palenie, to żeby nasz organizm zregenerował się do takiego stanu, aby ryzyko chorób serca było równe osobom niepalącym potrzebujemy 15 lat życia. Dopiero wtedy nasz organizm będzie mógł czuć się zdrowy i bezpieczny. Podobnie właśnie jest z relacją z Bogiem. Każdego dnia, jeżeli chcemy żeby On był w naszym życiu, musimy Go wybierać na nowo, a On stopniowo będzie naprawiał nasze wnętrze, będzie pomagał nam pokochać siebie, poczuć się szczęśliwymi będąc sami ze sobą. To jest najważniejszy etap do osiąnięcia w życiu każdego człowieka - osiągnąć to wewnętrzne szczęście, gdyż jak pisze John Powell SJ "Twoje szczęście jest w Tobie" i im szybciej sobie to uświadomimy tym lepiej dla nas, dla tworzonych przez nas relacji.

Kiedy wchodzimy w relacje z nieprzepracowaną przeszłością, problemami, wadami, niepewnościami, lękami, wówczas ta relacja prędzej czy później zacznie nas przytłaczać. Będziemy czuli się jak w pułapce, w więzieniu. Z racji naszej egoistycznej natury, jako że jesteśmy bardziej pyszni niż pokorni, będziemy szukać problemów w drugiej osobie, a nie w sobie. Nie zdecydujemy się pójść na dobrą terapię ze sobą i później z partnerem, tylko będziemy wysyłać na terapię tę drugą osobę. Będziemy widzieć wszystkie błędy, wady i problemy naszego partnera, a nie swoje. Jak długo damy radę wytrzymać w takim związku, gdzie tylko i wyłącznie będziemy otrzymywali negatywne informacje, negatywne emocje. Chyba szybko będziemy z takiej relacji uciekać, żeby się nie męczyć, bo nie przyjdzie nam do głowy fakt, że przecież ja też jestem pełen wad i nieprzepracowanych sytuacji, może powinienem zacząć od siebie. Diabeł tak nienawidzi nas, każdego z osobna, ale równie mocno nie nawidzi instytucji małżeństwa, dlatego bardzo mocno ingeruje w związki zawarte w Kościele. Inne mało go obchodzą i tak są w jego opinii już na dobrej drodze do niego. Jako, że związek małżeński jest przez niego bardzo znienawidzony, powoduje to, iż jeszcze mocniej próbuje wpłynąć na tę relację, żeby tylko ją zniszczyć i doprowadzić do jej zakończenia. To jest standard jego działania. Zatem, jeżeli my jako ludzie tworzący ten związek jesteśmy nieszczęśliwi już sami ze sobą, nie oparliśmy też tego związku na Bogu z tego względu, że faktycznie nie chcieliśmy mieć Boga w tej relacji, ale tylko pobraliśmy się w kościele dla białej sukni i szykownego wesela, to utrzymać ten związek będzie bardzo trudno. Jedynie Pan Bóg może wygrać z diabłem. My nie mamy takiej mocy żeby wygrać z tym, który był umiłowanym Archaniołem Bożym. Są nawet takie statystki dotyczące rozpadania się małżeństw, według nich związek cywilny - rozpada się 1 na dwie pary; ślub kościelny bez praktyk religijnych - rozwodzi się 1 na 3 pary; ślub kościelny i tylko msza w niedziele - rozpada się 1 na 50 par; ślub kościelny plus msza w niedziele i codzienna wspólna modlitwa - rozwodzi się 1 na 1429 par (te statystyki zostały przeprowadzone przez Mercedes Arzu Wilson i zostały opublikowane w Guzewicz M. "Małżeństwo na krawędzi", Częstochowa 2015, strona 120). Ciekawe te statystyki, nieprawdaż? Chyba jednak w czymś pomaga modlitwa i uczestnictwo w Eucharystii.

Zatem zastanówmy się, każdy nas sobą samym. Czy przerobiłem w swoim życiu wszystko co we mnie jest wadą, problemem, ciemnością? Czy kocham siebie dzięki czemu będę w stanie pokochać drugą osobę mimo jej wad? Czy może nie jestem gotowy na prawdziwą relację, bo szukam szczęścia w innych zamiast odnaleźć je w sobie.. Z tym was zostawię.

bottom of page